Kanada to miejsce, od którego wszystko się zaczęło. To tam narodził się slopestyle i freeride – rowerowa mekka, która co roku przyciąga tysiące riderów z całego świata: zarówno amatorów, jak i topowych zawodników. Kanadyjski przystanek Pucharu Świata w Whistler to finał sezonu i najważniejszy punkt w kalendarzu każdego prosa. To obowiązkowa impreza – najbardziej prestiżowa, jaką można wygrać. Po ubiegłorocznym zwycięstwie Dawida na Red Bull Joyride i w całym cyklu Crankworx World Tour oczekiwania były ogromne, ale kontuzja z początku sezonu trochę namieszała w planach. Zanim Dawid dotarł do Whistler, miał jeszcze jedną misję w Kanadzie.

Crankworx Summer Series w Bike Parku Silver Star
Jak najlepiej przygotować się do startu w najważniejszych zawodach sezonu? Najprościej – jadąc zawody odrobinę mniejszej rangi, na przeszkodach podobnej wielkości i z riderami o podobnym poziomie. Dwa tygodnie przed Whistler w Kanadzie rozegrano dodatkową rundę złotej rangi FMB World Tour – idealny moment, by sprawdzić formę i przetestować ciało przed najważniejszym testem.
Dla Dawida, który pierwszą połowę sezonu spędził na leczeniu kontuzji kolana, była to idealna okazja. Do Silver Star przyjechał w świetnej formie – zmotywowany i gotowy na walkę o podium. Szybko wjeździł się w tor i już na treningach zaczął odpalać tricki, które pierwotnie miał zachować na Whistler. Eliminacje poszły gładko, a finały okazały się formalnością. Pewny pierwszy przejazd wystarczył, by nikt nie był w stanie go przebić. Złoto wywalczone tydzień przed najważniejszą imprezą sezonu było najlepszym możliwym prognostykiem.
Red Bull Joyride – o włos od podium
Po krótkiej przerwie i kilku treningach z lokalnymi riderami Dawid zameldował się w Whistler. Na początku wszystko wyglądało idealnie – dopisywała pogoda, tor działał perfekcyjnie. Niestety, po dwóch dniach treningów przyszły ulewne deszcze i wszystko się posypało. Zamiast 4 dni pełnych jazdy, zawodnicy dostali 3 krótkie sesje i jedną dodatkową tuż przed startem. To wymusiło ryzykowne decyzje, które często kończyły się błędami.

Tak było też u Dawida. W pierwszym przejeździe zahaczył tylnym kołem o próg lądowania przedostatniej przeszkody i nie ukończył runu. W drugim, na skoku, gdzie brakowało prędkości, złapał pusty przelot i sędziowie odjęli mu cenne punkty. Efekt? 4. miejsce – pół punktu za Erikiem Fedko. Drugie zgarnął Tim Bringer, a na najwyższym stopniu podium stanął wracający po kontuzji Emil Johansson.
“Za rok też jest rok! To były dobre zawody” – skomentował Dawid, który mimo braku podium zgarnął nagrodę Rider of the Day za styl i spektakularne tricki. 🔥
